sobota, 29 czerwca 2013

We all just want to mean something to someone

 A miało być tak dobrze. Znaczy jest dobrze ale oczywiście mój mózg i moje myśli muszą to psuć.
Dzieje się dużo, znajomość z chłopakiem opisanym tu zmierza w dobrym kierunku. Kiedy się nie widzimy jest tęsknota. "widzimy się jutro?" "koniecznie" "kiedy i gdzie?"

I tu jest pies pogrzebany. No bo ja totalnie nie wiem co odpowiedzieć. Jestem w tym nowa i nie umiem się odnaleźć.

Proponował wypad nad jezioro ale odmówiłam(płeć kobieca mnie zrozumie).
W kawiarni byliśmy, kino odpada, wole z nim rozmawiać i patrzeć mu w oczy... ehh nie wiem nie mam pomysłów. I się dołuję, bo boje się, że pomyśli sobie o mnie, że jestem jakaś do kitu.

No i jeszcze myśl, że on miał wcześniej związki mnie trochę stresuje. Czasem nie wiem jak mam się zachować.


Nie chce tego spieprzyć ale naprawdę nie wiem co robić. Jemu na pewno nie będzie odpowiadało, że to on za każdym razem(no dobra póki co raz wymyślał ale jak wiecie jestem stuknięta) wymyśla co robimy.


piątek, 28 czerwca 2013

Matura to bzdura - czas na wyniki :/

A jednak. ZDAŁAM!!!

Tak się martwiłam o polski jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Teraz tylko wpisać wyniki w rekrutacji na studia i pozostaje tylko czekać.

Oczywiście mogłoby być lepiej ale też gorzej. Zawsze uważałam się za przeciętną w nauce też, więc jestem w sumie z siebie zadowolona.

No i co ważne wszyscy ważni dla mnie ludzie, którzy również zdawali maturę w tym roku też zdali.





P.S. Ehh życie jest piękne, rozglądajcie się bo nigdy nie wiadomo kiedy zmieni się na lepsze :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

o 180º w 48 godzin

Zacznę nietypowo a mianowicie od tego, że jak wypiję to się przytulam do ludzi.
Jeszcze należałoby wspomnieć, że na szkoleniu do pracy poznałam fajnego faceta i przyjaciółka niby mówiła, że się mną interesuje no ale ja jak to ja mam niską samoocenę i nie wierzyłam. No ale dobra, gadaliśmy na przerwach i w sumie było fajnie.

Tyle na wstęp przejdźmy do konkretów. W sobotę byłam na imprezie u chłopaka przyjaciółki. A tam był osobnik opisany w tym poście i chyba o tym nie wspominałam rok temu był moim zauroczeniem. Na początku była sytuacja zupełnie jak w tamtym poście ale jak wypiliśmy( a właściwie jak ja po wypiciu odważyłam się zacząć temat) to sobie wszystko wyjaśniliśmy. W międzyczasie alkohol przemówił i przyznałam się na głos, że uważam, że koleś ze szkolenia jest fajny. A potem zaczęłam się przytulać do zeszłorocznego zauroczenia. I to nie było tak, że nie wiadomo jak się spiłam, byłam absolutnie świadoma wszystkiego, wiedziałam co robię, mówię i byłam zadowolona. Po prostu nie miałam taki hamulców jak na trzeźwo, a że jestem trochę a-społeczna to te hamulce są duże. A przytulając się do niego czułam się tak zajebiście i pomyślałam sobie tak mogłoby być już zawsze. I jak teraz sobie to przypominam ogarnia mnie mega zadowolenie.

Co było rano? Cóż.. po pierwsze zauroczenie sprzed roku wróciło, no i nadal sądziłam, że koleś ze szkolenia jest fajny.
Miałam dylemat. Przyjaciółka radziła darować sobie to zauroczenie. I mój rozsądek też tak radził. I tak zrobiłam po rozmowie z tym chłopakiem. Dzisiaj spędziliśmy pół dnia razem(no dobra z czego pół tylko we dwójkę) i było zajebiście. No przyznaje dzisiaj też wypiłam i byłam bardziej otwarta ale może to i lepiej bo nie ma takiego hamowania się i niepewności 'czy ja dobrze robię?' , 'jak zareaguje' itp. Przytulaliśmy się i to bardziej niż z tamtym w sobotę. Przy nim byłam o krok od szczęścia serio, i zapomniałam o problemach, a moje tiki... cóż nie czułam, że je mam. Chyba trochę były zmniejszone.  Może tan blog nie będzie już aż taki smutny...

Tak więc podsumowując. chyba nie warto żyć przeszłością bo nie oszukujmy się jak wtedy nic nie wynikło to teraz tym bardziej nic nie będzie.
Trzeba patrzeć przed siebie. Hmmm tylko szkoda, że odważna to ja jestem dopiero po piwie :/




niedziela, 16 czerwca 2013

Pięknie jak we śnie.

Poznałam chłopaka. Zagadał do mnie. Był bardzo miły, dobrze nam się rozmawiało. Spacer, kawiarnia było fantastycznie. Szkoda tylko, że się obudziłam.

Tak to mi się śniło. I teraz sobie myślę- jak źle jest ze mną, skoro mogę być szczęśliwa tylko śniąc o tym, że ktoś się mną zainteresował.

No bo dobijam do dziewiętnastki i żaden facet nigdy nawet do mnie nie zagadał. Więc coś musi być ze mną nie tak. Poza tym w swoim śnie wyczuwam nutę desperacji. Desperacko pragnę by ktoś mnie pokochał. Tylko obawiam się, że to nigdy nie nastąpi.............

Nie wiem może mam jakąś aurę która odpycha.




P.S. Co do poprzedniego posta to sprawa przybrała zupełnie inne obroty i jednak będę pracować razem z moją przyjaciółką YAY!!!

środa, 12 czerwca 2013

Forever and ever?

Najlepsi przyjaciele na zawsze. Ale co to właściwie znaczy na zawsze? Do końca życia? świata? chęci?

Mówi się, że związki na odległość nie mają szans, a przyjaźń?

Cóż moja może i nie jest na odległość ale czuję, że wkrótce przejdzie próbę.
Teraz w wakacje obie mamy pracę, a potem będą studia. Po tylu latach nie wiem czy będę w stanie przyzwyczaić się do tego, że już nie widuję jej przez większość tygodnia. A ona jeszcze będzie musiała dzielić czas pomiędzy mnie i jej chłopaka, więc obawiam się, że zejdę na drugi plan.
A to przy niej nie mam poczucia beznadziejności. Zapominam o wszystkim co mnie smuci.

Jak to ja zazwyczaj robię-zamartwiam się i przewiduję najgorsze scenariusze.
Pewnie żaden z nich się nie sprawdzi ale i tak muszę się dołować i płakać. Nie mogę przecież mieć normalnego dnia-to byłby koniec świata.

Czy przyjaźń ograniczona do pisania na fejsie, telefonów oraz widywania się raz na parę tygodni może przetrwać? Jeśli tak jak długo? No i czy faktycznie istnieje taka przyjaźń na zawsze zawsze(powtórzenie to nie błąd)? Co wy sądzicie piszcie?!







Ostatnio posty rzadko się tu pojawiały i chyba muszę nieco podkręcić tempo, dla własnego dobra.
Ten blog sprawia, że mogę się częściowo pozbierać. Chyba dzięki niemu jeszcze nie zwariowałam kompletnie. 
Jeśli ktoś to czyta- dzięki wielkie :) 

P.S.Zapraszam na moj tumblr

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Mentally fucked

Przez ostatnie parę dni myśle o tym czy nie wartoby iść do psychologa. Ale co mam powiedzieć "mamo, tato czuję się jak stuknięta, leczcie mnie!"? Iść sama-nie ma opcji.

mam myśli, wizje przyszłości- w końcu odbija mi tak, że zamykają mnie w psychiatryku.



Ale pewnie i tak wszystko zostanie tak jak jest. Będę wszystko dusić w sobie i będę nieszczęśliwa i samotna. Ciągle chce mi się płakać.

Ja wiem, że to jest użalanie się nad sobą, ale co ja poradzę, że czuję się taka beznadziejna, bezwartościowa, nudna i niepotrzebna.........