Nie mam pojęcia dlaczego płakałam. Uczucie samotności, beznadziejności, pustki, niespełnienia? Sama już nie wiem. Czy płakałam z konkretnego powodu? Być może, ale chyba nie chciałam go znać.
Najgorsze jest to że moja matka sądziła, że ja się stresuje maturą. Od wielu dni, gdy mi się coś pyta mówię obojętnie, nie obchodzi mnie to, mam wszystko gdzieś, więc jak można pomyśleć, że stresuje się maturą. Owszem trochę miałam(a jednak) stresa przed ustnym polskim (btw zdałam na 70% lol uczyłam się ok 5 godzin!) ale na resztę matury mam totalnie wyjebane. Serio co za różnica jak mi poszło. I tak po skończeniu jakichkolwiek studiów dostane prace w zupełnie innym zawodzie. I tak nas czeka biedronka lub mcdonald So Who Cares Anyway?
I niby nie jest źle. Ostatnio nie czuję się jakoś olewana, ludzie ze mną gadają, w planach jest wyjście do klubu, domówka. Więc czemu tak się czuję, czemu chce mi się płakać. Czemu wciąż czuję tę cholerną pustkę w środku?!?!
Moje smuteczki codziennie tylko na http://mylifesometimessucks.tumblr.com/
Nie tobie jednej chce się płakać bez sensu - jak mi. :c
OdpowiedzUsuńOstatnio zagapiłam się w tych uśmiechniętych ludzi na ogródku, masakra :c jeszcze to co trzymałam w ręce, dobrze, że nie użyłam :(
gratuluje wyniku z testu :D
best-frieend.blogspot.com zapraszam! :3
Nie miałam jeszcze takiego stanu, jeśli już to miałam powód.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak mi pójdzie a i na pewno się bardzo przyda .... na zmywaku i tu masz rację, uczymy się rzeczy o których nawet nie będziemy słyszeć w pracy. Praca, jakakolwiek...
Ej, ej, więcej wiary w siebie, pracę wcale nie tak trudno będzie znaleźć (niż demograficzny). Co do płakania...Wiem co czujesz i wiem jak dziwne może Ci się to wydawać, że niby nie ma przyczyny i płaczesz bez powodu. Ale tak w życiu jest i nie mówię tego wcale gołosłownie - jeśli chcesz opowiem Ci jak to ze mną było. W podstawówce, dokładnie w 5 klasie, gdy wróciłam do szkoły po przerwie świątecznej dopadło mnie "coś". I to "coś" sprawiało, że wszystko wydawało mi się takie bez sensu, każdego dnia budziłam się przed 6 i płakałam. Nie miałam siły by wstać, zjeść śniadanie, iść do szkoły. W szkole większość czasu spędzałam u pielęgniarki z bólem brzucha, głowy... Byłam "chora na wszystko". W weekendy siedziałam sama w pokoju, nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, pisałam z nieznajomymi w internecie, siedziałam w samotności na dworze, zamykałam się na innych ludzi. Chodziłam do szkoły w kratkę. Zdarzało się siedzieć dwa tygodnie w domu i później z histerią iść do szkoły. W końcu zaczęłam chodzić do psychologa,brałam leki, nadal płakałam, czasem bywało lepiej, jednak nie na długo, bo z nadejściem szkoły wszystko wracało. Przez ostatni semestr 6 klasy uczyłam się indywidualnie. Wtedy zamknęłam się już zupełnie na ludzi. Aż w końcu nadszedł czas gimnazjum. Chciałam zacząć wszystko od nowa. Obecnie mam 16 lat i sądzę, że dopiero w tym roku z tego wszystkiego wyszłam. Znalazłam miłość, szczęście, ale czasem...na kilka minut, godzin wszystko wraca, a ja siedzę i płaczę, bez powodu. Wiem, że jestem szczęśliwa, ale na tą chwilę nic nie ma sensu, nic się nie liczy. Tym moim wywodem chciałabym ci pokazać, że czasem takie rzeczy biorą się znikąd, a trzeba z nimi walczyć, bo życie ucieka. Poza tym po przeczytaniu tego mam nadzieję, że stwierdzisz: w sumie nie jest tak źle jak mogłoby być.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://aishiterueveryone.blogspot.com/
No w sumie nie jest tak źle i zawsze mogłoby być gorzej, ale również lepiej. No niestety ale ja zazwyczaj co miesiąc lub dwa miewam takie załamania. Masz 16 lat, miłość i szczęście a ja prawie 19 i ciągłe załamania. Momentami przestaje wierzyć, że może być lepiej :(
Usuń